A.A World

Czyli świat według Aragorna


#1 2011-07-19 15:53:59

 Aragorn

Pisarz

8136750
Zarejestrowany: 2011-07-19
Posty: 17
Punktów :   
Współpraca: Zakon AC, AC PBF

Legenda z Sherwood

Rozdział I



„Lis z Sherwood”



  Sherwood. Środkowe  Królestwa. Słońce już dawno zaszło, jednak tutaj, we wsi Wyżga, zdaje się jakby dalej świeciło w tej mieścinie, a zwłaszcza w karczmie „Pod Lisem”. To właśnie teraz, po zmroku w tej gospodzie zaczyna „się dziać”.
  -Ty sukinsynu!- krzyknął jeden z bywalców w karczmie, uderzając pięścią w stół.
–Umawialiśmy się! Miałeś to na dzisiaj załatwić- powiedział z gniewem w głosie
–Po pierwsze, stul mordę- powiedział spokojnie ten drugi, ubrany tak samo jak ten, w chustę na twarzy. Obydwaj nosili skórzane, niezapięte kurtki. Broń przy pasie mówiła, że raczej nie kłócą się o drobiazgi. Spokojnie dopił browar z kubka, przetarł usta ręką i z wielkim hukiem odstawił go na stół.                               
–A po drugie, mówiłem, że postaram się to załatwić- powiedział ze strasznym spojrzeniem skierowanym na tego pierwszego. Ten  w gniewie przewrócił stół i zaczęli się szamotać.                                                                                                         
-Spokojnie panowie, albo won-powiedział karczmarz trzymając tacę z kuflami pełnymi piwa. Gdy szedł ciągle nie spuszczał z oka delikwentów.                                   
–Najmocniej przepraszam mości panie- powiedział odstawiając tacę i kłaniając się siedzącej postaci.                                                                                                           
–Spokojnie mości karczmarzu-odpowiedziała postać i machnęła ręka na znak, że karczmarz może odejść. Podróżny sięgnął po kufel, przyłożył do ust i pił dopóki nie wypił już wszystkiego. A postać ta była dobrze zbudowana, co było widać, pomimo jego płaszcza. Narzuta była koloru granatowego i skrywała pod kapturem jego twarz. Było widać, że człowiek ten zna się na walce-posiadał miecz przy pasie. Ostrze schowane było do pochwy z wygrawerowanym herbem Królestwa Sherwood. Podróżny, popijając swój napitek, kierował co chwilę swój wzrok, na szamotaninę przy przewróconym stole. Gdy do gry weszły miecze, spokojnym ruchem odstawił kufel na stół, po czym wstał i wolnym krokiem udał się w stronę dwóch delikwentów.
-Wybaczcie, Panowie, ale to nie miejsce na takie przepychanki- zaczepił jednego z nich-Z takimi sprawami, radzę udać się na targ w Sherwood.       Osiłek odwrócił się, i puszczając z morderczego uchwytu szyi swojego „kompana”, odrzekł do niego:
-Ani to miejsce dla takich jak ty! Spierdalaj stąd             
-Najmocniej przepraszam-odpowiedział podróżny, wyciągając przed siebie otwarte ręce, po czym zwrócił się w przeciwną stronę, i zamierzał odejść. Po zrobieniu kroku, nagle odwrócił się w lewą stronę, i prawą pięścią, uderzył go z sierpowego w twarz. Krew poleciała na barek, znajdujący się metr od walczących. Osiłek padł, lecz wtedy, drugi wyciągnął broń i zaatakował naszego bohatera. Ten jednak, unikając poziomego cięcia, podszedł do niego, po czym uderzył go z prostego w twarz. Następnie, łapiąc za głowę, kopnął go z kolana w brzuch, i zakończył to, popychając go za trzymaną głowę. Ciało bezwładnie, spadło na stół, który z hukiem się rozpadł. Wokół pobitych powstało niemałe zamieszanie, jednak wtedy, nasz bohater był już za drzwiami karczmy. Gdy chciał wsiąść na swego białego konia, zjawił się jeździec, który, zbliżywszy się do karczmy, zeskoczył z konia, i podbiegł do podróżnego.
  Posłaniec wyglądał groźnie: hełm, z wielkimi rogami, na sobie napierśnik, pod nim kolczuga, a pod kolczugą, fioletowa szata. To wszystko przepasane pasem, spoczywającym na biodrach, do którego przypięty był miecz. A sama postać była wysoka, lecz nie wyższa od naszego bohatera.
-Mości Aragornie! -krzyknął posłaniec, podbiegając do wojownika. Głos jego nie był przerażający, właściwie, to brzmiał, jakby jego posiadaczem był dwudziesto paro letni chłopak, przy czym stwierdzenie to nie byłoby błędne.
-Koragu, odpocznij! -powiedział Aragorn- Po coś tak gnał?
-Król chce cię czym prędzej widzieć-odrzekł, ledwo zipiąc Korag
-Zatem, nie karzmy mu czekać –odrzekł Aragorn wdzięcznie wsiadając na konia- Królowie tego nie lubią!
-Może najpierw, Mości Aragornie, napijemy się czego w karczmie? -zapytał Korag
-Myślę, że to niezbyt dobry pomysł-rzekł bohater, odjeżdżając czym prędzej, a za nim nasz giermek

Rozdział II



Przeprawa



Lasy Sherwood. Najbardziej znane lasy na całym kontynencie. Ich sława nie jest jednak zbyt dobra. Lasy te, choć piękne i wiecznie zielone, kryją w swych trzewiach wiele bestii, w różnych postaciach. Najczęściej w ludzkiej…

Aragorn i Korag, jadąc na spotkanie z królem, muszą te lasy przemierzyć.
-Więc, Koragu, czemu król posłał akurat po mnie?-spytał po chwili milczenia Aragorn
Korag wzruszył ramionami, i rzekł:
-Nie wiem, Panie, lecz musi to być ważna sprawa, skoro posyła akurat po Ciebie
Aragorn rzucił na niego zdumione spojrzenie. Gdy Korag je zobaczył, zaczął znów mówić:
-Cóż Cię dziwi, Panie? Jesteś najbardziej zaufanym człowiekiem króla, od dwóch lat dowódcą Elitarnej Jednostki Sherwood, a także wybawicielem jego żony, nie mówiąc o pokonaniu Bane’a, a także wybiciu całego legowiska wiwern…
-Pogromca Wiwern-powiedział cicho Aragorn. Istotnie, tak ludzie go zwali od tego incydentu

Nagle, padł strzał. Długa strzała, z rozszerzoną lotką, i zdobionym grotem, wbiła się w ziemisty gościniec. Elfy!
Aragorn wyciągnął szybko swój miecz, który był pięknym narzędziem. Różnorakie wzory, na bokach ostrza, oraz runy na jego środku. Jelec i rękojeść były czarne, z ciemnozielonymi wzorami.
Zaraz za swoim mistrzem, wyciągnął oręż Korag. Oczekiwali ataku. Z lasu wysypała się chmara istot o blond włosach, zaplecionych w warkocze, lub kuce. Ubrani byli w długie szaty, zbroje nosili sporadycznie, jeśli już, to skórzaną. Każdy miał łuk, i lekko wygięte ostrze.
Okrążyli rycerzy. Aragorn nie nakazywał atakować, co więcej, schował miecz. Powiedział do jednego z nich:
-Chcę porozmawiać z waszym przywódcą!

Z lasu wyszedł ubrany w biało-złotą szatę elf. Miał na sobie pancerz i naramienniki płytowe, na prawej ręce bezpalcową rękawicę skórzaną. Na ramieniu łuk, a w dole trzymał długi miecz, posrebrzany. Na głowie miał biały kaptur, zasłaniający twarz, aż do ust, spod niego wystawał tylko krótki warkocz.
-Jam jest przywódcą, a zwą mnie Seramis Pogromca. W czym mogę Ci pomóc, Aragornie?-zaczął mówić, podchodząc powoli do bohaterów. Przed nim rozpętywał się tłum jego ludzi.
-Nie będę wnikał, skąd mnie znasz. Dlaczego nas zaatakowałeś? Cóż Ci uczyniliśmy?-odpowiedział Aragorn, schodząc z konia, i podchodząc do Seramisa.
Seramis uśmiechnął się lekko w szyderczy sposób. Rozejrzał się po swoich towarzyszach, schował miecz, i zaczął mówić:
-Nic nam nie uczyniliście. Jesteśmy w sojuszu z Sherwood. Po prostu nam się nudziło-wtedy tłum się roześmiał
-Lecz mówiąc poważnie, Aragornie, jesteśmy zbójami, żyjemy z napadania karawan, podróżnych, lub po prostu zwykłych przechodniów
-Skoro macie sojusz z Sherwood, to czemu nas zaatakowaliście?-zapytał Aragorn, rzucając na Seramisa badawcze spojrzenie
Seramis znów się uśmiechnął, i powiedział:
-Liczyliśmy na parę kotów, ale jak się okazało, trafiliśmy na legendę. Rozumiesz, Aragornie, złupić dwóch nowicjuszy, zgrabić wszystko, zabić, i uciec, nie narażając sojuszu.
-Zatem, wypuść nas-zażądał Aragorn, pokazując na swojego konia, i Koraga
Seramis po raz trzeci się uśmiechnął, wyciągnął miecz i powiedział:
-Jesteś Aragorn z Sherwood, Zabójca Wampirów, Pogromca Wiwern, Dowódca Elitarnej Jednostki Sherwood. Gdybyśmy Cię oskubali, bylibyśmy bardziej sławni od Ciebie!-zaczął Seramis. Aragorna przeszedł nieprzyjemny chłód na plecach.
-Jednak-znów zaczął mówić Seramis - myślę, że znajdę inny sposób, abyśmy obaj byli zadowoleni. Wiesz, słyszałem o Tobie mnóstwo historii, w których jednym cięciem powalałeś ludzi i stwory. Najlepsza jest o Bitwie pod Górą Ohmar, gdzie poskromiłeś Bane’a. Więc, Aragornie, udowodnij, że historie o Tobie są prawdziwe, i pokonaj mnie w walce na miecze!

Aragorn zaczął myśleć.  Popatrzył na Seramisa, potem na Koraga, a potem na swój miecz. Gdy skończył swoje zastanawiania, wyciągnął miecz, i stanął w pozycji bojowej. Elfy uformowały koło wokół walczących. Walka rozpoczęła się szybko. Seramis próbował ciąć od góry, jednak Aragorn zrobił unik w bok, i uderzył pięścią w plecy. Seramis upadł, jednak szybko zrobił obrót, wstał i znów zaatakował, tym razem poziomym cięciem na wysokości klatki piersiowej. Aragorn uskoczył w tył i zrobił piruet. Kiedy znalazł się za plecami Seramisa, uderzył go mieczem w plecy. Elf upadł na jedno kolano. Miał dość sporą rysę po mieczu na tyłach napierśnika. Seramis po raz kolejny szybko powstał. Był zdenerwowany. Zaczął szarżować, próbując dźgnąć Aragorna. Rycerz uskoczył w bok, uderzył pięścią w twarz elfa. Gdy tego odrzuciło, wytrącił mu miecz z ręki mocnym uderzeniem, a następnie kopnął. Elf leżał rozbrojony. Kiedy wstał, podniósł miecz, schował go do prowizorycznej pochwy i…zaczął bić brawo.
-Rzeczywiście, Aragornie, legendy o Tobie to prawda. Jedź tam, gdzie musisz.
-Żegnam, Seramisie. Jestem naprawdę pod wrażeniem Twych umiejętności-powiedział z grzeczności Aragorn.

Pożegnali się, rycerz wspiął się na swego konia i na odchodne, rzucił sakwę pieniędzy przed stopy Seramisa. Gdy ten ją podniósł, Aragorn powiedział:
-Twoja należność!
Aragorn i Korag odjechali w kierunku Sherwood, aby w końcu spotkać się z królem, we własnej osobie…

Rozdział III



Za królestwo



  Centrum Królestwa Sherwood. Wielka forteca pnie się tam metrami w górę. Wyjeżdżając z lasów można dostrzec wielką, kamienną bramę, przed którą stoi szeroka fosa. Na wodzie stoi piękny, kamienny most. Przejeżdżając przed tą konstrukcję, stawano na brukowanej drodze, wśród małych, mieszczańskich domków. Po chwili drogi, docierało się do szarego, wysokiego zamku.
  Aragorn i Korag podjechali pod bramę zamku królewskiego. Kratę podniesiono bez szemrania. Kiedy byli w ogrodach krużganku, stajenny wziął ich konie, a ich samych przywitał rycerz w niebieskiej tunice, na której wyobrażona była tarcza, ze srebrnym, rozłożystym drzewem. Jego zbroja była lśniąca, gołym okiem można by zauważyć wszelkie rysy i rozmazania.
   Bohaterów wprowadzono przed drewniane wrota. Za nimi paru metrowy korytarz, po lewej i po prawej chorągwie Sherwood. Na samym końcu: dwa trony, na jednym człowiek w granatowej szacie, i kolczudze pod spodem. Obok niego piękna, młoda blondynka w białej, lekko prześwitującej sukni. Na ich głowach spoczywały korony. Była to para królewska.
-Ach, Aragornie, miło mi Cię widzieć! -powiedział król, rozkładając ręce
Korag przyklęknął w połowie korytarza. Aragorn podszedł do samego tronu, przyklęknął i… zrzucił swój płaszcz. Pod spodem, był cały komplet płytowej zbroi. Nawet pod kapturem, jego oblicze skrywał pod hełmem z przyłbicą.
-Mój królu-powiedział cicho Aragorn
Król wstał, podszedł do Aragorna, położył mu rękę na ramieniu i wtedy, Aragorn wstał. On, Korag, król i królowa udali się na tyły komnaty. Rozmawiali, wchodząc po kręconych schodach:
-Więc, Aragornie, wiesz, po co Cię wezwałem?-spytał król
-Nie znam szczegółów, Panie-odrzekł Aragorn
-Świetnie, inaczej miałbym podejrzenia. Przejdę więc do rzeczy-wtedy król się zatrzymał, i spojrzał na Aragorna, mówiąc:
-Ktoś morduje rycerzy z Twojego oddziału
Król znów zaczął iść. Aragorn wydawał się niewzruszony.
-Czyli… mam znaleźć zabójcę?-spytał Aragorn, jednak on już znał odpowiedź.
Król tylko popatrzył na Aragorna, a ten już wiedział, co miał na myśli król.
Władca oddalił się. Wtedy, do Aragorna podszedł Korag, mówiąc:
-Pójdę trochę wybadać sprawę
Aragorn tylko skinął głową, na znak, że Korag może się oddalić. Gdy ten także chciał wyjść, królowa złapała go za rękę, i wciągnęła do rogu. Królowa była przyparta do ściany przez Aragorna. Władczyni położyła swą dłoń na ramieniu Aragorna, i powiedziała:
-Tęskniłam
Zaczęli się pieścić. Nagle, Aragorn oderwał się, i podszedł do pobliskiego okna, wyglądając na panoramę całego królestwa. Królowa podeszła do niego od tyłu, kładąc swe ręce na jego ramieniu, a na nich swą głowę.
-Co się stało?-spytała
Aragorn, po chwili milczenia, powiedział, odwracając się:
-Wiesz, że Cię uwielbiam, Pani, lecz…-tu przerwał, by znów pogrążyć się w widoku królestwa. Po chwili, dokończył:
-…lecz, nie wiem, czy to uczciwe wobec króla. Jestem jego najlepszym wojownikiem, ufa mi, jest dla mnie jak ojciec. Nie wiem, czy mogę mu to dalej robić
-Możliwe, że to prawda-zaczęła mówić królowa-Nie wiem, jak na to zareaguje. Co ja mu powiem?
Aragorn odwrócił się do królowej, i zaczął znów mówić:
-Uważasz, że ty masz problem? A co ja mam powiedzieć? „Hej królu, pierdolę Ci żonę?”. Trafię pod gilotynę! A z samym łbem raczej sobie nie popierdolisz!
Królowa lekko się speszyła. Wtedy Aragorn, dotknął swą dłonią jej policzka. Kiedy patrzyła na niego, powiedział do niej:
-W sumie, nie myślmy o kiedyś, myślmy o teraz!
Wtedy, królowa rzuciła się na Aragorna. Po chwili, weszli do komnat królowej. Szczęście, że para królewska miała osobne! Królowa pchnęła Aragorna na łóżko. Po chwili, nie miała na sobie już niczego. Usiadła na Aragornie, zdejmując mu części uzbrojenia. Spędzili upojną noc. Jednak nastał ranek…

Rozdział IV



Tajemnica elfa



  Komnata królowej. Promienie słoneczne wpadały do niej przez lekko uchylone okno. Aragorn wstał, usiadł na krawędzi łoża, i po chwili wstał. Był nagi. Podszedł do okna, spoglądając na panoramę Sherwood. Kiedy już nasycił wzrok tym widokiem, podszedł do swoich rzeczy, i zaczął się ubierać. Najpierw jego skórzane spodnie, następnie pancerz na nogi. Po tym skórzane i płytowe buty. Kiedy już dopinał swój kaftan, spojrzał na królową. Jeszcze spała, lecz widok jej nagiego ciała był dla Aragorna wspaniałym widokiem. Kiedy skończył się ubierać, wyszedł cicho z komnaty, i udał się na rynek Sherwood. Spotkał tam Koraga, który rozmawiał ze stajennym. Podszedł do nich, przerywając stajennemu wywód na temat zależności prędkości od rodzaju konia. Kiedy tamten odszedł, Aragorn zagadał do Koraga:
-Szukałeś jakiś wskazówek?
-Nie, stajenny mnie zagadał-odparł Korag
-Ta, bo ważniejsze od życia całej Gwardii Elitarnej jest to, że arab pojedzie szybciej od mustanga-powiedział ironicznie Aragorn
-Tak właściwie, to mustang jest… -zaczął mówić Korag, lecz Aragorn mu przerwał:
-To nieistotne! Wiesz, gdzie może być ktoś, kto coś o tym wie?
-Podobno w karczmie jaki elf jest, co o tym wie-odrzekł mu Korag
Aragorn udał się prędko do karczmy. W środku było tłocznie. Białe, lekko brudnawe ściany nadawały karczmie lekkiego wyglądu meliny. Wiszące porozwalane żyrandole i łby zwierząt jeszcze bardziej potęgowały to wrażenie. Wokół różni ludzie: kobiety, mężczyźni, bogaci, biedni, tutejsi i obcy. Aragorn skupił swój wzrok na elfie, ogrywającym tutejszych w kości. Był ubrany w długą, brązową szatę, miał na sobie skórzany napierśnik, naramiennik na lewym ramieniu, oraz łuk na plecach. Uwagę też skupiał swym pasem, przechodzącym przez pierś. Uwieszone na nim były różne buteleczki, fiolki i kolby. Przy drugim pasku, który był na właściwym miejscu, wisiały sztylety, oraz sakiewka.              Podszedł do stołu, ubierając kaptur na swój hełm, stanął nad nim i przyglądał się zajściu:
-No proszę, siódme zwycięstwo z rzędu!- krzyknął elf, zgarniając pieniądze ze stołu.
-Czekaj, długouchu! Coś mi nie gra-powiedział jeden z ogranych, sprawdzając kości elfa. Oglądał, aż wreszcie wstał sztabko od stołu, rzucił kości na stół, i krzyknął:
-Ty kanciarzu! Podpiłowałeś je!
Elf zaczął się bardziej pocić. Musiała to być prawda. Człowiek chwycił elfa za fraki, i już miał uderzyć, gdy nagle wtrącił się Aragorn.
-Spróbuj go uderzyć, to będziesz miał ze mną do czynienia!- powiedział gniewnie rycerz, stając między elfem, a bywalcem.
-A kim ty jesteś, chłystku? -odburknął zdenerwowany człowiek
Aragorn pokazał emblemat. Srebrne drzewo z bujną koroną na granatowym tle. Na drzewie złota gwiazda. Symbol sił specjalnych.
Człowiek szybko odsunął się, i roztrzęsionym głosem zaczął mówić:
-Ja-ja-ja prze-prze-pra-a-szam, ja nie-e chciałem… -wtedy wybiegł prędko z karczmy.
Elf stanął za Aragornem, położył mu rękę na ramieniu, i powiedział:
-Dzięki, stary
W tej chwili, Aragorn szybko odwrócił głowę w stronę elfa, chwycił go za szyję, i zaczął wyprowadzać z karczmy. Kiedy byli już za nią, Aragorn puścił go, lekko popychając w przód. Elf zaczął mówić:
-Tak, przyznaję się, kości były podpiłowane, ale…
-Zawrzyj gębę! Nie będę Cię pytał o Twoje przekręty.
Elf lekko się zdziwił, lecz kiedy Aragorn to powiedział, stanął z założonymi na piersi ramionami, i spytał:
-Do czego chcesz, rycerzu?
-Słyszałem, że wiesz coś, o zabójstwach w Elitarnej Gwardii?
-To wiem, ale nie wiem z kim mówię. Mnie zwą Ishett Mongrav. A tyś jest…?
-Aragorn z Sherwood
-Sławny Lis z Sherwood! Miło Cię poznać! Zawsze o tym marzyłem…
-Uroczo! Co o tym wiesz? -spytał lekko Aragorn
-Cóż, z tego, co mi wiadomo, pewien rycerz coś wie o tych zabójstwach.
-Kto?
-Clevis z Bonahart. Też należy do Elitarnej Gwardii
-Wiem, znam go osobiście
-O, to lepiej dla Ciebie. Zapytaj go, on na pewno wie więcej, niż zwykły dowódca gangu elfów
-Spytam. Bywaj-Aragorn odwrócił się, zrobił parę kroków, stanął i odezwał się do Ishetta:
-I jeśli jeszcze raz nakryję Cię na przekrętach, pójdziesz do lochów!
Aragorn znów zaczął iść. Z powrotem udał się do zamku…

Rozdział V



Wyznanie gwardzisty



  Aragorn znów był na głównym placu. Szczerze, to nie uśmiechało mu się łażenie po całym Sherwood, lecz czego nie robi się dla korony. Na placu stały dwie osoby: mężczyzna o brązowych włosach, w granatowej tunice, i mieczem przy pasie, podparty jedną ręką o mur, i śliczna dziewczyna o identycznym kolorze co mężczyzna, opadającymi na okazały biust. Miała na sobie przeciętną, mieszczańską sukienkę spiętą gorsetem. Aragorn, dziarskim krokiem, podszedł do mężczyzny, mówiąc:
-Clevis, musimy pogadać
-Aragornie, mój druhu-powiedział mężczyzna, lepiąc go po ramieniu. Szybko jednak zaprzestał tego. Zdjął ostrożnie rękę, i powiedział:
-Niestety, nie mogę gadać, rozmawiam z tą oto śliczną niewiastą-wskazał na dziewczynę, która się zarumieniła. Aragorn chwycił go za tunikę, i rzekł:
-Pogadacie później
Dziewczyna odeszła śpiesznym krokiem. Clevis zaczął za nią wołać, po czym mówił do Lisa:
-Gratuluję! Wiesz, ile musiałem ją zdobywać?
-Nie, ale nie wiem, czy takie urocze damy lubią się zadawać z pajacami jak ty…
Do rzeczy. Pewien elf powiedział mi, że wiesz, kto stoi za morderstwami Gwardzistów.
Clevis popatrzył na Aragorna zdziwionym wzrokiem, po czym powoli zaczął mówić:
-Możliwe, Lisie, lecz wszystko ma swoją cenę…- rycerz zaczął pocierać palcami w dość wymownym geście. Aragorn westchnął spod swojego hełmu, po czym wyciągnął swój miecz i rzekł ironicznie:
-Życie także
-Spokojnie, blaszaku, tylko żartowałem. Chodź za mną…- skinął ręką, i poszedł, a za nim Aragorn. Weszli powoli na schody wieży, która stała za nimi:
-Więc, powiem Ci, że wiem, kto jest mordercą…- zaczął Clevis
-Nie myślisz chyba, że spłoszył bym Ci panienkę bez potrzeby… -próbował zażartować Aragorn. Jego ton jednak, surowy i bez emocji, nie dawał tego po sobie poznać. Wchodzili dalej po kręconych schodach…
-Więc, wiem kto zabija, ale ty nic o nich nie wiesz. Pozwól, że Cię… oświecę…- weszli na górę. Były tam regały zapełnione księgami, manuskryptami i zwojami, nadszarpniętymi już nieco przez czas. Clevis wyciągnął jeden z takowych zwojów i dmuchnął nań, zdmuchując z niego kurz. Aragorn dłonią odpędził drobinki od siebie, po czym Clevis rozłożył zapisek. Pierwszym, co rzucało się w oczy, był namalowany symbol, przedstawiający wijącego się smoka. Po jego obydwu stronach były zapiski w starożytnym języku. Kiedy już zwój znalazł się na pobliskim stole, rycerze, opierając się dłońmi o mebel, zaczęli rozmowę:
-Cóż oznacza ten symbol?- spytał Aragorn
-To… jest pieczęć Zakonu Mrocznej Krwi…
-Sekta?
-Raczej… wyodrębniona grupa społeczna… o specyficznym stylu bycia…
-Rozumiem… co możesz mi o nich powiedzieć?
-Cóż…- zaczął Clevis- Z tego co wiem, zakon ten powstał wiele lat temu, zanim pierwsi królowie rządzili tymi ziemiami. Inne opowieści mówią, że zakon powstał właśnie, aby zdetronizować pierwszych władców z linii Smoka. Mają typową hierarchię zakonu: na czele stoi mistrz, członkowie są wtajemniczani, a następnie wykonują wolę organizacji…
Na chwilę zapadła cisza. Po tym, Aragorn spytał:
-Gdzie można znaleźć ich… siedzibę?
-Nie mają jej. To byłoby nieostrożne z ich strony. Spotykają się gdzie mogą, najczęściej wchodząc w wewnętrzne ustroje państw. Gdyby działali prosto, zostaliby wybici już te tysiące lat temu. Musisz ich szukać na własną rękę…- Clevis przysiadł na pobliskim krześle. Aragorn znów pogrążył się w zadumie. Zrobił parę kroków w stronę wyjścia, po czym odwrócił się w stronę rycerza, mówiąc:
-Dzięki Clevis. Jeśli się wyrobisz, może jeszcze znajdziesz tą pannicę
-Na pewno. Nie oprze się mnie…
-Clevis, mam ryj zakuty stalą, a zaciągam do łóżka w ciągu dnia więcej panien, niż ty w miesiąc…- z tymi słowami, wyszedł

A.A


__________________________________________________________________________________________
"Niech się stanie..."
"Uważasz, że ty masz problem? A co ja mam powiedziec? "Hej królu, pierdolę Ci żonę?""

Reklama:

http://www.acpbf.pun.pl/forums.php

Mój kanał YT:
http://www.youtube.com/user/TheAragorn24?feature=mhee

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.077 seconds, 10 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.wwe-game.pun.pl www.gimnazjum13.pun.pl www.xenoria.pun.pl www.talesofshinobi.pun.pl www.virkensa.pun.pl